Wspomnienie ostatnich wakacji, a zarazem małe wprowadzenie do tego, co również będzie nas czekało w tym sezonie. Tyle i więcej! :)
- Akademia Młodego Survivalowca
Czas wakacji jest idealnym momentem do pracy z dzieciakami, dlatego Akademia Młodego Survivalowca miała możliwość gościć na kilku obozach młodzieżowych, harcerskich oraz krótkich wyjazdach weekendowych. Pomagaliśmy stawiać pierwsze kroki na survivalowej ścieżce, która była pełna zakrętów i przeszkód - Wyzwań!
Tym wyzwaniom stanęli na przeciw uczestnicy obozu tenisowego w Harasiukach. W dniach 3-5 lipca gościliśmy w ciekawym ośrodku wyciągając z niego trochę dzikiej duszy.
Już pierwszego dnia Krzysiek rozpalił serca młodych zajęciami z ognia. Na szczęście ośrodek nie poszedł z dymem wraz z otaczającym go lasem. Grupy kilkunastoosobowe zostały najpierw wprowadzone w podstawowe zasady postępowania z ogniem, z zasadami bezpieczeństwa, a co najważniejsze - z zasadami ekonomii rozpalania, a następnie utrzymania ognia. W końcu nie sztuką jest rozpalić ogień, a go utrzymać przy życiu. Krzysztof zaprezentował wiele sposobów rozpalania ognia, korzystając zarówno z tych całkowicie naturalnych narzędzi, jak i chemicznych oraz troszeczkę kombinatorskich, przy użyciu wynalazków naszej cywilizacji. Każdy młody mógł spróbować własnych sił, a było to nie lada wyzwanie!
Duża nauka cierpliwości, wytrwałości i pokory… Udało się! Zapłonęły małe stosy...
W piątek w nocy przybył Potwór, czyli Klaudia, która następnego dnia wraz z nastaniem świtu ruszyła z młodymi w podróż palcem po mapie. Tworzyła różne scenariusze, w których kierowała słuchaczy do wyjścia w sytuacjach zgubienia się. Przedstawiła schemat postępowania zaznaczając istotę psychologii przetrwania. Żeby nie było jak w szkolnej ławce przeszli prędko do konstruowania kompasów słonecznych, nauki wyznaczania kierunków bez przyrządów i z ich pomocą na koniec przechodząc szybki i przyjemny test-zabawę azymutową.
Popołudnie to już były wyplatanki, o które od pierwszego dnia wypytywała cała żeńska część zgrupowania. A na zajęciach aż przeciskali się w kolejce młodzi mężczyźni. Już po kilku godzinach pierwsze naście... dziesiąt... bransolet leżało na stołach. Było przy tym dużo frajdy, a co najważniejsze był to dobry pretekst do szlifowania swojej cierpliwości i wytrwałości. I nie jest tu mowa wyłącznie o uczestnikach...:)
A wieczór, jak to wieczór - bez gry nie ma zabawy!
INO (się nie strać), czyli rewelacyjna zabawa, przy której każdy! podkreślam jeszcze raz - każdy! biegał jak szalony z jęzorem do ziemi, susząc zęby z radości, łapiąc w nie komary. Mistrzowie pokonali całą trasę zdobywając wszystkie punkty w kilkanaście minut, gdzie średnio reszcie zajmowało to kilkadziesiąt!
Weekend trwa, survival wciąż na pierwszym planie. Spływ na pontonach i zajęcia linowe wypełniły już ostatni dzień. Dużo zabawy było zarówno przy jednym jak i drugim. Dzieciaki nauczyły się podstawowych, użytecznych węzłów, wykorzystały je w praktyce, a co najważniejsze solidnie wyszkoliły w sobie nawyk ich wyplatania, nawet zamknięte oczy nie były problemem!
Późnym wieczorem po wręczeniu wszystkim dzieciakom bransoletek, które sami sobie wypletli na zajęciach pożegnaliśmy się i ruszyliśmy na Śląsk.
Dobre z nich Szkodniki były. Życzymy im jak najlepiej.